tak topiliśmy ołów...

tak topiliśmy ołów...


Na naszą prośbę HUTA "ORZEŁ BIAŁY" z Bytomia podarowała nam 9 t pozahandlowego ołowiu, który użyliśmy na balast.Po próbach stateczności na wodzie trzeba będzie jeszcze dotrymować jacht, dodając pewnie ołowiu, boć to jest prototyp... Ołów "przyjechał" w formie gąsek o masie ok 400 kg każda w liczbie 22 szt. Ciężarówka zrzuciła je w bezładny stos na środku widocznego placu.

Większość obserwatorów stwierdziła, że nie ma sposobu, żeby bez ciężkiego sprzętu choćby to przemieścić na podwórku, a cóż dopiero włożyć do statku! Sytuacja mogłaby stać się groźna, gdyż to oznaczało, że nie opróżni się nawet kontenera śmieciowego widocznego w głębi placu...

Najtrudniejszą sprawą było wynalezienie sposobu chwytania bloków na hak. Robiliśmy różne próby. Wśród nich było przewiercanie bloczka grubym wiertłem w środku ciężkości itp. Nie szło. I wreszcie prosty, bo prawie beznarzędziowy sposób okazał się b. skuteczny. W oba krótsze boki bloku wbijaliśmy zwyczajnie młotkiem krótki, może 8-centymetrowy pręt fi 8 tak, żeby wystawał 2-3 cm. Możliwie krótka stalowa linka w kształcie pętli zahaczona o oba pręciki stanowiła znakomite zawiesie na którym dźwigaliśmy ciężar. Będzie to widoczne na dalszych zdjęciach.

Najpierw poukładaliśmy nasz skarb wg masy, wykorzystując wagę hakową wypożyczoną od KONSORCJUM STALI na Traktorzystów i opisując ciężar. Jako suwnicy użyliśmy rusztowania warszawskiego na kółkach z belką na górze... Na zdjęciu widać poukładany ołów jako 5 szarych bloczków leżących w rzędzie na ziemi. Inne są przykryte niebieską plandeką. Po włożeniu do statku ośmiu bloczków - po jednym na każdą komorę balastowa, nie mogąc znaleźć prostego mechanicznego sposobu dzielenia kolejnych bloków na mniejsze kawałki, postanowiliśmy go topić i odlewać w formy, które dałoby się upchać wokół bloków już posadowionych w komorach. Panowie zespawali kocioł odpowiedniej wielkości i ruszt na nóżkach. Z firmy PHU SAMKO pożyczyliśmy koksownik, z którego wykorzystać udało się tylko dmuchawę. Jakaś rura kanalizacyjna, stary tłumik od samochodu i mogliśmy już przetapiać dwa bloczki dziennie.

Obok pieca widać formy do odlewania, z uchwytami dla panów hutników. A z koksem to była zupełnie odrębna historia. Ale to może następnym razem.