Zima, znowu zima

Zima, znowu zima


     Mierzyłem linijką. Na pierwszym stopniu schodów śniegu było 19 cm - po jednej nocy opadów z 14/15 marca. W innych miejscach, np. od strony północno-zachodniej, jeszcze więcej. Plandeka - dach na szczęście wytrzymała, choć ugięła się bardzo.

     We trzech - pan Edek, pan Kazimierz i ja zrzucaliśmy śnieg z dachu namiotu z górą dwie godziny. Każda z sześciu sekcji dachu była pod ciężarem śniegu bardzo mocno ugięta. Śnieg leżał w nich jak w nieckach. Ważył bardzo dużo i żadnym wysiłkiem nie mogliśmy tych niecek "przenicować", żeby wypukłość była do góry i by śnieg można było zrzucić. Niektóre pręty stanowiące stelaż dachu wygięły się, pod ciężarem śniegu na trwałe.

     Podczas pierwszych prób odśnieżania chciałem połączyć nasze wysiłki i zsynchronizować pracę ale zwłaszcza wtedy jeszcze każdy z panów - będąc mocno zaangażowany w dzieło - ani myślał słuchać. Dopiero, wówczas gdy zmęczyliśmy się indywidualnym działaniem, trochę udało się popracować zespołowo.

     Pan Edek, jak zwykle, okazał się mistrzem w wykonywaniu narzędzi i po krótkim czasie nieobecności przyniósł z warsztatu coś na długim kiju, co zmusiło mnie do zadania pytania, czy zamierza latać nad namiotem? Pan Kazimierz szybciej od Edka docenił wartość pracy w zespole i ostatecznie, po rozstawieniu dodatkowego rusztowania cały śnieg zdołaliśmy z dachu posprzątać. Został tylko pręt do wyprostowania i podparcia.