panowie Mirosław Głodzik i Zbigniew Lazur

panowie Mirosław Głodzik i Zbigniew Lazur


Pan Zbigniew z lewej, a pan Mirosław w zielonym polarze. Obaj remontowali nasz silnik SW 400 zmarynizowany. Wymienili w nim wszystko, co należało, poskładali, sprawdzili.

Bardzo ochoczo przystali na propozycję, żeby tam na miejscu w Mielcu, w zakładzie u pana Józefa Kiliana silnik przed przygotowaniem do transportu jeszcze raz włączyć. Wszystko trwało krótko: długie i grube przewody od akumulatora czekały - plus oznaczony na czerwono - żeby nam się silnik w drugą stronę czasem nie zapuścił! Jakiś kanister z olejem napędowym, wkręcono manometr i podstawiono miskę w miejscu, gdzie był spodziewany wyciek oleju, brakowało jednego elementu osprzętu.

Pracowali szybko i zgodnie. Pan Zbigniew bardziej w dziedzinie elektrycznej, pan Mirek - zasilania i regulacji obrotów. W biurze, ich szef i pracodawca, pan Józef Kilian mówił, że to jedni z jego najlepszych fachowców. Krótkie zasterowanie elektromagnesu rozrusznika i... silnik ruszył.

Trochę się krygowali, kiedy chciałem zrobić im zdjęcie. Gdy się już jednak obaj panowie zgodzili, stanęli pięknie za silnikiem, z wyrazem dumy na twarzy, jak myśliwi nad ubitym bawołem - ja pstryknąłem, a zdjęcie nie wyszło! Po obejrzeniu w domu okazało się nieostre.

Są więc panowie Mirek i Zbyszek, zamiast przy silniku - zdjęci w tumanie porannej mgły, której tam, w Mielcu podobno nigdy nie brakuje...