Jedną z następnych czynności jest budowa koperty suwklapy.
Praca prosta ale czasochłonna. W celu uzyskania dobrego efektu plastycznego w kształtach koperty postaraliśmy się dokładnie powtórzyć krzywizny i pochylenia ścian pokładówki. W końcu się udało. W celu podniesienia funkcjonalności przewiduje się jeszcze dalsze korekty formy.
Kolejne wersje różnych rozwiązań uzyskujemy w drodze dyskusji. "Burza mózgów" przynosi zwykle zaskakująco dobre efekty.
Aby parcie masztu rozkładało się równomiernie na jak największej powierzchni pokładu, podstawę masztu stawiamy na "płycie diamentowej". Jej grubość jest znaczna - tutaj ok 12-14 mm, a jej boki są ścięte skośnie (stąd nazwa) tak, by nacisk brzegów sie "rozmywał" i nie powstawała krawędź tnąca. Rzecz jasna obrys płyty diamentowej sięga poza najbliższe usztywnienia.
Podobna płyta jest pod spodem pokładu i rozkłada "nacisk" pilersu.
Nawet na oko widać, że prawy pazur kotwicy, ten "bodący" burtę bliżej dziobu wypada pod wzdłużnikiem burtowym, a lewy - nad. O położeniu wzdłużnika możemy się domyślać po śladach spawania.
Pazury kotwicy należy zagłębić w burtę tak, aby po całkowitym wciągnięciu kotwica przylegała do poszycia burty w sposób umożliwiający fali ślizganie się po kotwicy, a uniemożliwiający targanie nią i łomotanie. W takim położeniu kotwicy nie można tego zrobić bez przecinania wzdłużnika...
Inni mówią pakamera. Też mają rację. Przechowuję tam farby z uwagi na względnie wysoką temperaturę. Budynek nie jest ogrzewany. Zimą u mnie udaję się utrzymywać 10-13 st. ciepła. Ponieważ całość wyłączona jest z eksploatacji, nie mamy instalacji sanitarnej, elektrycznej. wodnej - żadnej. Tynki są skute, mury suszą się. Wszechobecny pył z osypujących się ścian i sufitów drażni.
Za to powierzchnia do dyspozycji jest dość pokaźna. W moim pokoju pozwolić sobie mogłem na trzy stoły, kilka szaf, parę krzeseł. Przyzwyczajony przez większość życia do ciasnoty, chwalę sobie tę ruinę.
Pan Józef z lewej (w okularach) i pan Sławek trochę dziś niewyraźny. Przedtem byli w innych zespołach. Teraz pracuję razem.
Chyba się lubią i cenią wzajemnie. Obaj dobrzy fachowcy. Pan Józef to bodaj najcierpliwsza osoba jaką znam. Pracowity, niezłomny. Nie miga się, gdy przypadnie mu jakieś mniej atrakcyjne zajęcie. Dlatego niezwykle pomocny. Nie myśli o sobie bógwico, a coraz więcej ujawnia talentów i umiejętności.
Z niebieskiego kartonu wycięliśmy płaski model kotwicy w skali 1:1. A na drewnianej płycie narysowaliśmy przekrój jachtu w płaszczyźnie prostopadłej do PS i wodnicy w miejscu kluzy.
Przybite po bokach widocznego trzonu kotwicy sklejki, rysują "rurę" kluzy łączącej burtę z pokładem. Widoczny pazur kotwicy, który jest w naturze organem parzystym, wbija się w burtę powyżej kluzy. Środkowy pazur leży na burcie, na poduszce z twardej gumy o grubości ok. 3 cm.
Dziurka w pokładzie ma średnicę leżącej, krótkiej rurki. Będzie owa rurka przepustem przez pokład kabla elektrycznego do zasilenia lewego światła burtowego. Światło to będzie miało kolor czerwony i umocujemy je na wantach fokmasztu.
Przepusty będą liczne. Razem dziewięć. Każdy musi być zaopatrzony w dławicę uszczelniającą przejście.
Nie zastosujemy wtyczek, gdyż jeszcze nie udało mi się spotkać takiej, która wygrałyby zmagania z wodą morską.
Na razie kluza tylko namalowana kredą. Kredą też wyznaczona jest KLW - konstrukcyjna linia wodna. Na linie wisi "przezroczysty" model kotwicy wykonany z pręta zbrojeniowego.
Tyle na zdjęciu. Reszta w głowie - nasuwają się liczne pytania. Jak zrobić, żeby łapy kotwicy wciągniętej do kluzy przylegały do poszycia kadłuba? Co przedsięwziąć, aby kotwica wciągana do kluzy wchodziła do niej tylko w tej jednej "słusznej" pozycji - łapami w stronę burty? Wreszcie jak wybrać miejsce kluzy, by było najodpowiedniejsze pod każdym względem?
Zwykle na jachtach mamy suwklapę - pracującą w płaszczyźnie poziomej i "sztorcklapę" - w pionowej. Obie zamykają wnętrze jachtu. Można tą drogą schodzić z pokładu do wnętrza.
Na naszym - owszem będzie suwklapa, ale zamiast sztorcklapy zrobimy zwykłe drzwiczki dwuskrzydłowe. Jak w kowbojskim "saloonie". Otwierać się będą na zewnątrz. Taki kierunek otwierania, to wymóg PRS.
Trochę nam brakuje materiałów. Zrobiliśmy więc stół w warsztacie obok jachtowej siłowni. Dzieło bezinwestycyjne - powstał z odpadowych kątowników - przedtem były użyte na łoże i z desek znalezionych na podwórku. "Deski" mają, co prawda, 7 cm grubości ale dlatego właśnie świetnie nadają się do tego celu.
I niech nikt nie myśli, że będziemy tam, w siłowni, prężyć muskuły. Jest to po prostu statkowa maszynownia... Dostarcza napędu pomocniczego, prądu elektrycznego, ciepłej wody, ogrzewa.
Trzeba przyznać, że klasyczne wyobrażenie o kotwicy - symbolu nadziei po obejrzeniu powyższego obrazka może może zostać poważnie zachwiane.
Mamy przed sobą skrzyżowanie topora z pługiem...
W dodatku owo "skrzyżowanie" posiada siłę trzymania w porównaniu do wzorca - kotwicy admiralicji - która ma kształt najbardziej klasyczny, znany również z murów jako znak Polski Walczącej; więc posiada ono siłę trzymania wyższą o kilkadziesiąt procent od wspomnianego wzorca o takiej samej masie.
Wyliczony wg "Przepisów Klasyfikacji i Budowy Jachtów Morskich" PRS, wskaźnik wyposażenia jachtu BM 57 - wynosi 110, co oznacza m.in., że kotwica główna tego jachtu ma mieć masę 61 kg, jeśli będzie to kotwica admiralicji, lub masę 46 kg, jeśli byłaby to kotwica o podwyższonej sile trzymania. Oprócz tego kotwica zapasowa musi ważyć 43 kg...itd
My mamy dwie kotwice główne o parametrach jak poniżej:
kotwica typu Bruce'a o podwyższonej sile trzymania
Nawet - "wieloryb w sieci" - powiedziała Ania, moja żona.
Zdjęcie to jest podobne do fotografii pt. "wypory" na poprzedniej stronie. To zrobiono zza płotu. W lewym górnym rogu pan Sławek - działa przy wzmacnianiu bukszprytu, w prawym dolnym pan Romek - wykonuje ostatnie prace przy demontażu starego łoża.
Po elektryzujących wieściach o tym, że wszystko na "Fryderyku Chopinie" zaczęło się od złamania bukszypytu - panowie natychmiast przystąpili do wzmocnienia tego drzewca na s/y "Ojciec Bogusław"
Nic nie pomagały moje zaklęcia, że zrobiliśmy mocniej niż w dokumentacji, że tam pewnie najpierw musiała pęknąć jakaś lina, a wtedy nawet najmocniejszy bukszprt nie wytrzyma itd...
Przyjechali z rana. Wyposażeni byli w dwa sprzęty, teraz leżące przed nimi na stole - niepozorne podnośniki, którymi mogliby na wysokość kilku centymetrów podnieść każdym sto ton...
Pan Stanisław powiedział: "tu i tu" i wskazał miejsca ustawiania lewarów. Myślałem, że będzie zupełnie inaczej. Jednak "tu i tu" pana Stanisława przekonało mnie od razu.